W pierwszej połowie lat 50. narastało napięcie w stosunkach pomiędzy Wschodem a Zachodem. Zimna wojna w Europie polegała na wyścigu zbrojeń i propagandzie, ale w Korei doszło do wybuchu wojny, a następnie podziału na dwa państwa. Napięcie międzynarodowe skwapliwie było wykorzystywane przez władze. W prasie, broszurach, radiu, na manifestacjach i masówkach urządzanych w zakładach pracy wszechobecne były hasła walki z „wrogami” zewnętrznymi i wewnętrznymi. Partia wywierała na społeczeństwo ogromną presję za pomocą propagandy, aparatu władzy, szkolnictwa, kultury i wszelkich organizacji przekształconych w „pasy transmisyjne”, którymi docierała do różnych grup społecznych. Obywatel miał być przekonany o słuszności narzuconej ideologii i nawet w życiu prywatnym postępować zgodnie z wytycznymi partii. Jednocześnie władze dążyły do podtrzymania mobilizacji społeczeństwa poprzez „wyścig pracy” czy „czyny produkcyjne” wiązane z konkretnymi rocznicami i świętami.

Uchwalona 22 lipca 1952 r. konstytucja głosiła wprawdzie, że władza należy do „ludu pracującego miast i wsi” i oparta jest na sojuszu robotniczo-chłopskim, jednak w każdej dziedzinie życia państwowego i społecznego wprowadzane były odgórnie wzorce radzieckie. Każdy, kto nie wyrażał entuzjazmu dla oficjalnej ideologii, stawał się wrogiem politycznym. Zastraszeniu społeczeństwa służył terror i rozbudowany na niebywałą skalę system represji, którego narzędziem stały się służby bezpieczeństwa, milicja, wojsko oraz pozbawiony niezawisłości wymiar sprawiedliwości.

Szczególnie boleśnie okres stalinizacji odczuło społeczeństwo Pomorza Zachodniego. Tu władza miała większe możliwości wywierania presji na ludzi pozbawionych oparcia w rodzinach i dotychczasowym środowisku, dlatego na długie lata zostały zahamowane procesy integracji społeczeństwa.

Śmierć Stalina w marcu 1953 r. nie spowodowała początkowo żadnych widocznych zmian w systemie, jednak już pod koniec 1954 r. zaczęły się pojawiać pierwsze sygnały nadchodzącej „odwilży”. Przemiany mogły skończyć się tragicznie, podobnie jak na Węgrzech. Ostatecznie do interwencji nie doszło.

W Szczecinie październikowa „odwilż” miała wymiar intelektualny – bardziej na wiecach niż na ulicach, a szczecinianie masowo zaangazowali się w organizowanie pomocy dla najbardziej zniszczonej przez Armię Radizecką dzielnicy Budapesztu.