Do Polski chce wrócić z emigracji Maria Matjanowska, jedna ze szczecińskich działaczek solidarnościowej opozycji. W dzień ogłoszenia stanu wojennego została internowana wraz z 14-letnim synem Pawłem Matjanowskim. Był wówczas najmłodszym internowanym

w Polsce.

Teraz nie mogą wrócić, bo nie mają dokąd.

Kłopoty z Marią

Władza ludowa miała z Maria kłopoty „od zawsze”. Długo nie należała wprawdzie do żadnej grupy opozycyjnej, ale nie chodziła na wybory, bo „nie akceptowała narzuconej władzy” – jak napisała po latach w ankiecie, którą wszystkim prześladowanym w okresie PRL rozsyłał ośrodek Karta. Tym cięższe było to przestępstwo w przypadku Marii, bo była nauczycielką historii w Technikum Budowy Okrętów w Szczecinie. Opowiadała o różnych rzeczach, o których się wówczas nie opowiadało, na przykład kto wymordował polskich oficerów w Katyniu. Wzywana na różne „dywaniki”, zamykała usta rozmówcom żądając dowodów, że nie było tak, jak opowiadała na lekcjach.

- To była bardzo mocna osoba, trudno ją było złamać, ośmieszyć – wspomina po latach inna działaczka Gertruda Spalding.

- Ostro działała w „Solidarności”, była mocno zaangażowana – potwierdza Przemysław Fenrych, jeden z członków Zarządu Regionu „Solidarności” Pomorza Zachodniego w 1981 r.

Gdy wybuchł stan wojenny na kwicie, który był podstawą do internowania Matjanowskiej napisano, że „może podjąć działalność skierowaną przeciw interesom politycznym PRL, powodującą zakłócenia w gospodarce narodowej”.

Gdzie jest Paweł?

13 grudnia 1981 r. o 2 nad ranem do drzwi Matjanowskich ktoś zadzwonił. Gdy Maria usłyszała „otwierać, milicja”, powiedziała, żeby przyszli o 6 rano. Chwilę potem wypadły drzwi, wyważone łomami. Panowie w cywilu kazali ubierać się Marii i Pawłowi.

-  Prawdopodobnie swoje postępowanie tłumaczyli tym, że była matką samotnie wychowująca dziecko, ale prawda jest też taka, że dekret o stanie wojennym dopuszczał internowanie 14-latków – mówi Rajmunda Tyszkiewicz, prawnik Zarządu Regionu zachodniopomorskiej „Solidarności”, która pomaga Matjanowskim wrócić do kraju.

„Funkcjonariusz SB trzymał syna za ramię i brutalnie wepchnął go do czekającego przed domem wozu milicyjnego – napisze Maria po latach w jednym z polonijnych pism. – Zawieziono nas do aresztu śledczego, gdzie nas rozdzielono. (...) Wyprowadzili syna na zewnątrz w samej tylko bluzeczce, nie zważając na okropny mróz. Przez miesiąc odmawiano mi udzielenia informacji na temat miejsca pobytu syna i o jego stanie zdrowia, w związku z tym podjęłam głodówkę protestacyjną”.

Matjanowska dowiedziała się wtedy, że Pawła trzymano w więzieniu dla młodocianych. Sama trafiła do Kamienia Pomorskiego i Gołdapi. W maju 1982 r., po internowaniu, poszła do komendanta wiezienia  prosząc o zaświadczenie o pobycie syna, ale niczego nie dostała. Podobno komendant ustnie potwierdził fakt przetrzymywania 14-latka.

Prawdopodobnie Paweł Matjanowski przebywał jeszcze w Zakładzie Karnym w Grudziądzu. Potem, jak domyślają się znajomi z opozycji, trafił na krótko do Domu Dziecka.

- Matjanowska potwornie przeżyła rozstanie z synem – mówi Fenrych.

Załapać się na internowanie

Być może ze względu na Pawła i kłopoty zdrowotne Maria Matjanowska zdecydowała się na emigrację do Stanów Zjednoczonych. Po wyjściu na wolność często mówiła znajomym, że nachodzi ją w domu Służba Bezpieczeństwa, że czasem wracając wieczorem widzi, jak w jej mieszkaniu pali się światło, choć nikogo nie powinno tam być.

- Wszystkich nas namawiano do wyjazdu – wspomina Gertruda Spalding. – Ale to prawda, że dzieciak Matjanowskiej zupełnie tu nie miał życia. Nie miała wyboru.

- Jej sytuacja była trudniejsza, niż wielu z nas, bo była sama z dzieckiem – uważa Leszek Duklanowski, działacz opozycyjny. – Komuna zachęcała tych w najgorszej sytuacji: proszę bardzo wyjeżdżajcie. Pewna „czerwona” pani z portu, w którym wtedy pracowałem, głosiła nawet: wy to chcecie się specjalnie załapać na internowanie, żeby sobie wyjechać na emigrację. Ale tak naprawdę niewielu znalazło tam szczęście. Stopniowo wracali.

Jeszcze chwilę przed wyjazdem Matajnowska walczyła. Gdy poszła odebrać paszport, usłyszała, że musi wyjechać na stałe. Nie chciała się zgodzić i chyba nie wierzyła, że tak się stanie. Półtora miesiąca przed wyjazdem dostała pismo z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, w którym ktoś nieczytelnie podpisany informował ją, że w przypadku wyjazdu na pobyt stały powyżej 3 lat musi przekazać mieszkanie właściwej Administracji Domów Mieszkalnych. Chyba wtedy nie zwróciła uwagi na to pismo. Na pełnomocnika i opiekuna mieszkania przy Końskim Kieracie wyznaczyła znajomego. W USA znalazł się na Boże Narodzenia 1982 r.

Żeby tam choć ubek mieszkał

Z opisów pierwszych lat emigracji, które trafiły do Zarządu Regionu wynika, że Matjanowscy bardzo tęsknili za Polską. Mieli kłopoty zdrowotne i finansowe. Pod koniec lat 80. Matjanowska dowiedziała się, że została pozbawiona nominacji na mieszkanie przy Końskim Kieracie „z powodu przebywania za granicą”. Napisała do władz miejskich, że wyjechała nie z własnej woli, a mieszkanie chce kupić. Sprawa ciągnęła się latami. W 1997 r. do ówczesnego wiceprezydenta Szczecina Leszka Duklanowskiego w imieniu matki, która przeszła ciężką operację kręgosłupa, napisał Paweł Matjanowski.

„Stwierdził pan, że już w 1985 r. zostaliśmy wymeldowani, ale nie wyjaśnił kto i na jakiej podstawie nas wymeldował. (...) Radził pan (...) abym kupił dla siebie i matki mieszkanie po normalnej cenie. To fakt, że ja pracuję, ale nie znaczy, że stać mnie na takie przedsięwzięcie. (...) Nie stać mnie na wynajęcie samodzielnego mieszkania, dlatego wynajmuję z kolegą. (...) Od dzieciństwa mam również problemy zdrowotne, i w związku z tym dodatkowe wydatki na lekarzy i lekarstwa. Niezmiernie przykre jest to, że PRL odebrała mojej matce zdrowie, a mnie pozbawiła dzieciństwa i wyrzuciła nas z ojczyzny, a RP nie chce nic zrobić, aby choć w części wynagrodzić wyrządzone nam krzywdy”.

- Przyznam, że nie zbadałem wnikliwie tej sprawy – mówi Duklanowski. – Ale według opinii prawników stan prawny był taki, że można było pozbawić ją mieszkania. Niestety, nie jest jeszcze w kraju na tyle dobrze, żeby dawać mieszkania wszystkim, którzy kiedyś wyjechali, nawet pod przymusem, a teraz wracają. Żeby choć to mieszkanie bezprawnie wziął jakiś ubek, ale nie, tam mieszka normalny człowiek.

Kogo to teraz obchodzi?

O mieszkaniu Matjanowskiej rozmawili z prezydentem Marianem Jurczykiem Rajmunda Tyszkiewicz i szef S’” Mieczysław Jurek. Do Jurczyka Matjanowska też pisała, jeszcze za czasów jego pierwszej prezydentury, ale bezskutecznie. W swoich pismach przypomniała, że przywódczy szczecińskiego Sierpnia pisała przemówienia. Liczy, że jej pomoże.

W pomyślne rozwiązanie sprawy nie wierzy Gertruda Spalding.

- Skoro większość rodaków twierdzi dziś, że stan wojenny był uzasadniony, to kogo dziś obchodzi, co myśmy wtedy przeszli, jak zostaliśmy ukarani za to, że chcieliśmy, aby kraj był normalny i wolny?