Chciałabym, aby ludzie nie zapomnieli, jak było w Szczecinie, w pierwszych dniach wprowadzenia  stanu wojennego. Dlatego chcę pokazać swój pamiętnik. Dlaczego pani go pisała? Bo nie wiedziałam, jak to się wszystko skończy. Bałam się, że zginiemy.

Dziewięć szkolnych zeszytów zapisanych  wyraźnym pismem. Zarejestrowany czas tuż przed „Solidarnością”, podczas 16 miesięcy „karnawału”, po wprowadzeniu stanu wojennego i dalej, aż do przełomu ustrojowego.

Jeden z pierwszych wpisów z czerwca 1989 r.: „Jeszcze nigdy tak oficjalnie, bez żadnej obawy, nie klną ludzie na ten ustrój i nie złorzeczą. (...) Nie ma masła, tylko margaryna. Raz w tygodniu mięso na obiad”.

Najbardziej nierówne, nerwowe pismo znajduje się w zapiskach, które powstały po 13 grudnia 1981 r. Dla Zofii Pieniak, szczecinianki, która uznała, że musi prowadzić taką prywatną kronikę „Solidarności”, zawalił się wtedy świat.

Zamiast Teleranka

„(...) Wprowadzenie stanu wojennego powoduje czasowe zawieszenie lub ograniczenie określonych w Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i innych ustawach oraz umowach międzynarodowych, których Polska Rzeczpospolita jest stroną, podstawowych praw obywateli, a w szczególności: nietykalności osobistej (art. 87 ust. 1 Konstytucji ), nienaruszalności mieszkań i tajemnicy korespondencji (art. 87 ust 2 Konstytucji), prawa zrzeszania się (art. 84 ust. 1 Konstytucji), wolności słowa, druku, zgromadzeń, wieców, pochodów i manifestacji (art. 83 ust.1 Konsytucji). (...) ( Dekret z dnia 12 grudnia 1981 Dz.U. 1981 nr 29 poz. 154.)

Z pamiętnika Zofii Pieniak: „Ręka moja nie jest w stanie trzymać długopisu, oczy opuchnięte od łez, których nie mogę powstrzymać. Czy to możliwe, że to prawda – w naszej Ojczyźnie stan wojenny? Poszłam do kościoła”.

Zofia Pieniak pisze, że tamtego dnia w kościele panowała głównie cisza, przerywana czasem czyimś szlochem. Mszy nie zakończyła zwyczajowo śpiewane wówczas „Boże coś Polskę”.

„W radiu, dzienniku telewizyjnym  tylko bez przerwy przemówienie Jaruzelskiego (Wojciech Jaruzelski, stanął na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – przyp. aut.) i komunikaty dotyczące stanu wojennego, za niepodporządkowanie się kara od dwóch lat (...)”. „Wyłączone zostały aparaty telefoniczne, w razie nagłej potrzeby trzeba zgłosić się na milicję lub do wojska. W każdym mieście, gminie władzę stanowią komisarze wojskowi, w ogóle władzę przejęło wojsko, aresztowani zostali przywódcy „Solidarności”, i wszyscy patrioci Polski biało-czerwonej”.

Co mówili w kolejkach

Zofia Pieniak pisze, jak trudno było dotrzeć do informacji na temat tego, co naprawdę dzieje się w Polsce i na świecie. „ W  radiu nic o strajkach, „wsio choroszo” (...). Radio Londyn podawało, że pod ambasadą PRL w Londynie zabrała się polonia i Anglicy krzycząc „ręce precz od Solidarności”. Także z radiostacji zachodnich Zofia Pieniak dowiedziała się o proteście związków zawodowych w różnych krajach europejskich – było to sprzeciw aresztowaniu przywódców „S”. „Na spotkaniu z dziennikarzami (...) Urban (Jerzy Urban ówczesny rzecznik rządu – przyp. aut.) powiedział, że to „Solidarność” skłoniła rząd, by ogłosił stan wojenny, bo „Solidarność” chciała przejąć władzę. Czego się boją sukinsyny, przecież Solidarność nie ma armii i MO i SB. Co to za rząd, który by rządzić musi ochraniać armia i MO”.

W pamiętniku sporo o czekaniu na ogłoszenie list internowanych, o których losach początkowo nic nie było wiadomo, o nastrojach panujących w niekończących się kolejkach po wszystko.

„W kolejce jedna pani mówiła, że jej syn - lekarz wojskowy mieszkający w Warszawie, już w październiku otrzymał mundur, czek upoważniający do wypłaty rodzinie zasiłku w razie powołania go do służby wojskowej w szpitalu wojskowym (...)”.

Kto śpiewał z Jaruzelskim?

„Oburzenie ludzi w kolejach ogromne – określają, że to profanacja przez Jaruzelskiego hymnu narodowego, jak śmiał swoje przemówienie zakończyć słowami „Jeszcze Polska nie zginęła. Szkoda, że nie mógł tych samych słów naszego hymnu usłyszeć z ust tysięcy stoczniowców śpiewających w nocy z 14 na 15 grudnia w stoczni Warskiego”.

W nocy z 14 na 15 grudnia 1981r. czołgi 12 Dywizji Zmechanizowanej dowodzonej przez płk. Henryka Szumskiego, rozbiły bramy stoczni im. A. Warskiego w Szczecinie. Za nimi na teren zakładu weszły oddziały ZOMO i funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Wojsko uzbrojone było w karabiny typu kałasznikow. W długą broń palną wyposażony był również jeden oddział ZOMO. W stoczni znajdowało się około 9 tys. osób.  Robotnicy nie stawiali oporu. W ciągu miesiąca, od chwili zakończenia protestu, ze stoczni zwolniono około 2 tys. osób. Do więzień i obozów internowania trafił cały komitet strajkowy. Jeden z ówczesnych przywódców strajku, Andrzej Milczanowski, został skazany na 5 lat więzienia. Zofia Pieniak dowiedziała się o tym wszystkimi od jednego ze stoczniowców już po pacyfikacji stoczni. Mówił, że ludzie namawiali członków komitetu strajkowego, aby ci wmieszali się między robotników, nie dali się aresztować. Ale odmówili.

„Ten śpiew stoczniowców słychać było w sąsiednich dzielnicach (...). Ludzie powychodzili na balkony, pootwierali okna (mimo mrozu), razem z nimi cichutko śpiewali dając dowód, że solidaryzują się z nimi. Nie wiem, czy był ktoś w Polsce, kto razem z Jaruzelskim śpiewał hymn narodowy?

Złe skojarzenia

Po wprowadzeniu stanu wojennego w Szczecinie czołgi 12 Dywizji Zmechanizowanej forsowały jeszcze bramy FAMABUD-u, Zakładów Chemicznych "Police", stoczni remontowej "Gryfii", WTECH-u i Polmozbytu na ul. Białowieskiej. Przez wiele godzin otaczały kordonem Zarząd Portu Szczecin-Świnoujście i stocznię "Parnicę".  Na terenie  niektórych zakładów zajętych przez wojsko i milicję przez wiele stały posterunki wojskowe. Mieszane patrole przeszukiwały przedsiębiorstwa zmuszając do ich opuszczenia najbardziej opornych. W asyście wojska w stoczni im. Warskiego odbyła się wymiana przepustek.

W pamiętniku zapiski o wydaniu „Wiadomości”, które informowały o górnikach zabitych w kopalni „Wujek”, o członkach „Solidarności”, którzy złożyli oświadczenie potępiające działalność związku „ślubując reżimowi wierność”. „Najgorsze były przebudzenia w nocy – hałas wywoływany przez wozy pancerne wywoływał lęk”.”(...) O 0.30 zbudził mnie pług śnieżny, serce biło tak głośno, że jego bicie czułam w gardle i skroniach. To jest strach, jaki przeżywałam podczas okupacji”. „(...) „Nie wychodziłam z domu, czuję się potwornie, nie mogę spać ani jeść, boli mnie głowa, z sercem też dzieje się coś złego”. „(...) Ogromny niepokój panuje wśród ludzi. Każdy, kto był w „Solidarności” i czasami coś powiedział z prawdy, boi się aresztowania, idzie do pracy, nie wie czy wróci, kładzie się spać i nie wie, czy jego sen nie zostanie przerwany przez dobijanie się (milicji – przyp. aut.) do drzwi”.

*

Stan wojenny został zniesiony 22 lipca 1983 r. Ile osób przepłaciło życiem i zdrowiem taką decyzję ówczesnych władz? W 1989 r. powstał raport Komitetu Helsińskiego, przez dwa kolejne lata działalność MSW badała Nadzwyczajna Komisja Sejmowa. Powstawała modyfikowana wciąż lista ofiar – tych, którzy zginęli podczas strajków i manifestacji, głównie wskutek pobić i śmiertelnych postrzałów, a także tych, którzy padli ofiarą tajemniczych morderstw na tle politycznym. Sprawę badał też IPN. Liczba ofiar szacowana jest na kilkadziesiąt. Lista byłaby dłuższa, gdyby wpisać na nią nazwiska ludzi, którzy stali się ofiarami atmosfery stanu wojennego (zawały serca, choroby przewlekłe wywołane stałym stresem, załamania psychiczne wskutek nękania przez SB i MO). Ilu takich było, nie wiadomo.