Rozmowa z Różą Król, przewodniczącą szczecińskiego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce

- Wiele osób głęboko przeżyło film Agnieszki Holland „W ciemności” nie mogąc uwierzyć , że ludzie byli w stanie przetrwać dłuższy czas pod ziemią, aby przeżyć. Takich historii wiele jest wokół nas, tylko o nich nie wiemy. Dlaczego?

- Coraz mniej żyje osób, które jeszcze pamiętają wojnę. Wśród  nas jest pani, którą w 1943 r. udało się wydostać z getta. Potem była ukrywana przez różne polskie rodziny, nawet w schowku pod piwnicą. Wolności doczekała u polskiej rodziny we Lwowie. Ta pani nie chce o tym mówić publicznie, czasem otwiera się - tylko w prywatnej rozmowie. Mamy wspomnienia spisane przez Związek Kombatantów żydowskich, wyszedł już trzeci tom. Ale jak je czytam, to mam wrażenie, że są dziwne: sztywne, bez emocji, jakby ludzie nie umieli, nie mogli, albo nie chcieli się otworzyć. Pełne otwarcie może chyba nastąpić tylko wobec osób, do których ma się całkowite zaufanie, przed obcymi rzadko kto chce mówić. Osoby, które znałam, a które już nie żyją, w ogóle nie chciały wracać do tematu wojny. Mówiły, że jeszcze zostało im trochę życia i parę nocy, które chcą przespać spokojnie. Boją się, że jeżeli raz otworzą tę ścieżkę, to potem nie będą w stanie wycofać się.  Przeszłość je męczy. Wpadają w pętlę, powtarzają swoją historię, jak mantrę. Weźmy pisarza Henryka Grynberga – krąży wokół jednego tematu. Hanna Krall podobnie. To są osoby, które przeżyły okupację i zachowały wiele w pamięci. Otworzyły się, ale o sobie nie chcą opowiadać, tylko opisują cudze dzieje. Mam kolegę, który pamięta wojnę – rocznik 1933. Spisywał swoje wspomnienia dla Żydowskiego Instytutu Historycznego. Pani, która je przyjęła, mówi do mnie: przecież on pisze o wszystkich cierpieniach dookoła, tylko nie o sobie. Pisze, co obserwował, ale nie to, co jego dotyczyło. Gdzie w tych wspomnieniach jest jego matka, jego ojciec? Gdzie jest on sam, gdzie był przechowywany, jakiej traumy doświadczył?

- Nic nie napisał?

- Nie. Dopiero potem, przyciśnięty, zbierał się długo, w końcu napisał. To chyba potwierdzą psycholodzy – jeśli przeżycia są tak traumatyczne, to ludzie je odsuwają, nie chcą do nich wracać. Bo jak dobrowolnie wrócić we wspomnieniach do czasów, kiedy było się dzieckiem skazanym na śmierć? Te dzieci o tym wiedziały, że bycie Żydem, to dla nich wyrok.  Proszę sobie wyobrazić  5-, 6-letnie dziecko bez mamy, bez taty, bez rodziny, czekające na najgorsze.

- A ta pani ze Lwowa?

-Ona była z Krasnegostawu. Nad jej schowkiem – komórką, była obórka dla kóz. Było tam jeszcze niewielkie okienko, przez które widziała końce butów niemieckich żandarmów. Opowiadała, że jak Lwów został  wyzwolony przez Armię Radziecką, to ona była przekonana, że nie ma już na świecie żadnego Żyda. Ale poszła na święto żydowskie do synagogi i zobaczyła, że ludzie przychodzą. Dla niej był szokiem, że jakiś  Żyd, oprócz niej, przeżył  okupację.

- Z jej rodziny nikt nie przeżył?

- Tylko on jedna, jedyna. Mama i dwóch braci zostało zamordowanych w Izbicy, o czym dowiedziała się po latach. Po wojnie odnalazła się jej dalsza rodzina, w USA. Ta rodzina była bardzo jej oddana, mieli dobre kontakty, dopóki żyli, często do nich jeździła. Mnie czasem opowiada o przeszłości. I wtedy zaczyna się mantra. Albo inna mantra - przychodzi do nas pan, dziecko Holocaustu, który był oddany do klasztoru -sierocińca w Turkowicach, ukrywano tam bardzo dużo dzieci żydowskich. Gdy tam trafił był malutki, miał rok, może dwa, niczego nie pamięta, nawet nie wie, jak się nazywa. To główny temat jego rozmów, jego to męczy, bo nie wie nic o swojej rodzinie. Bardzo religijny, katolik - tak go wychowano w klasztorze. Wyciąga z tego wniosek, że jego rodzice też musieli  być bardzo religijni.  Myślę, że trauma narasta z wiekiem, wcześniej człowiek dorasta, zakłada rodzinę, ma dzieci, wchodzi w wiek dojrzały. A potem przychodzi starość  i samotność, i przyszłość zaczyna wracać, choć ludzie tego nie chcą.

-   Psychologowie mówią, że opowieść oczyszcza. To nieprawda?

- Może opowieść  oczyszcza kogoś, kto ma jakieś wyrzuty sumienia i musi się wygadać, to mu ulży. Ale w przypadkach, o których rozmawiamy, jest przeciwnie. Im człowiek bardziej drąży temat, tym trauma bardziej narasta. Jak ktoś siedzi w samotności trzy lata, to wszystko do niego wraca, wraca i wraca. Sporo nagrań wspomnień zdążyła zrobić fundacja Spielberga. Ale wiele osób, które zdecydowały się na opowieść, wymagało potem leczenia u psychiatry. Albo w ogóle wykończyły się.

- Pani i pan Mikołaj Rozen próbowaliście prowadzić nagrania wspomnień w środowisku Żydów, którzy tu żyją i mieszkają. Jaki był efekt?
- Po filmie „Lista Schindlera” Spielberg dostał grant od rządu amerykańskiego na założenie fundacji, która miała dokumentować przeżycia ofiar Holocaustu. Miały być nagrywane na kasety VHS. Przeszkolono w Warszawie wolontariuszy ze wszystkich oddziałów TSKŻ,  ze Szczecina zgłosiliśmy się we dwójkę. Nauczyliśmy się nagrywać dobrze technicznie. Ale jak przyjechałam do Szczecina i popatrzyłam na tych starych ludzi, z którymi miałam rozmawiać, to zwątpiłam. Znałam ich wszystkich, ale nie znałam szczegółów ich historii. Zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku, że ja psychicznie nie jestem w stanie tych wspomnień udźwignąć. I chyba tak było w przypadku innych wolontariuszy,  chyba nikt się ostatecznie nie podjął. Nagrania poprowadziła osoba spoza naszego środowiska, pani Joanna Wiszniewicz. Część osób zgodziła się, aby robić  nagranie w domu, część  się na to nie zgodziła. To znaczy, że nagrywali wspomnienia w tajemnicy przed rodziną.

- Ale ludzie zdecydowali się mówić?

- Niektórzy tak, przy zamkniętych drzwiach. Pierwsza część nagrań dotyczyła okresu przedwojennego, druga wojny i trzecia okresu powojennego. Te nagrania są w Fundacji Spielberga.  Swoje wspomnienia nagrał  m. in. lekarz dentysta, który przeżył wojnę w lasach, koło Warszawy. Po miesiącu od nagrania nagle zmarł, nie wiadomo na co. A to był chłop, jak dąb. Potem długo miałam wyrzuty sumienia, bo wiedziałam, że po raz pierwszy opowiadał o przeszłości.

- Niektóre rodziny po raz pierwszy dowiadywały się o historii swoich bliskich?

- Niektóre nie wiedzą do dziś. Może dlatego teraz wydawanych jest dużo wspomnień, bo wiele osób dopiero, gdy stoi u progu życia, przerywa milczenie i przelewa wspomnienia na papier.

- To może także ci, którzy dziś milczą, mimo wszystko zdecydują się na  opowieść?

- Realizujemy teraz ciekawy projekt z Pomorskiem Uniwersytetem Medycznym - chcemy wydać wspomnienia wybitnego powojennego lekarza szczecińskiego, prof. Marka Eisnera, który napisał pamiętniki. Przeżył wojnę, m. in. schowany przez dwa lata w bunkrze, razem z siostrą.  Ale te pamiętniki to rzadkość, zdecydowana większość Żydów nie chciała wracać do strasznej przeszłości. Sporo zeznań zebrano tuż po wojnie, bo Centralny Komitet Żydów w Polsce przeprowadzał wywiady z osobami, które przeżyły okupację w kraju. Często były to zeznania przed notariuszem. Ale wtedy też nie wszyscy chcieli mówić. Z tamtego okresu zachowało się parę tysięcy zeznań, ale czy ktoś chce je czytać? Są przerażające, jeszcze pełne emocji, to niemal zapis tragedii na żywo. W Szczecinie była nieliczna grupa, która przeżyła okupację w Polsce, ale ci ludzie nie przyznawali się, że są Żydami. Mieli aryjskie papiery i w sobie taki wielki strach – do dziś go mają. Ich dzieci dowiadują się czasem od rodziców, gdy ci byli już na łożu śmierci, że są pochodzenia żydowskiego. Czego się bali? Nie Niemców przecież, tylko sąsiadów. Trauma robi takie zmiany w psychice, że człowieka lęk prześladuje bez przerwy, do końca życia.