Rozmowa z Markiem Adamkiewiczem – Adafem, działaczem opozycji demokratycznej

- Ile w Twoim życiu było przypadku?

- Wydaje mi się, że w moim życiu istnieje bardzo konsekwentny ciąg wydarzeń, który nie wynika z przypadku. Już w szkole średniej interesowałem się życiem publicznym społecznym, państwowym, miałem prowolnościowe nastawienie.  Znałem sporo osób związanych z kontrkulturą, z ruchami hippisowskimi. Potem pojechałem na studia do Wrocławia, który był bardzo rozdyskutowanym ośrodkiem. I wtedy środowiskiem studenckim wstrząsnęła straszna zbrodnia w Krakowie – zabójstwo Stanisława Pyjasa. Niektórzy mówili, że to przypadek, ale środowisko studenckie w większości było przekonane, że to zbrodnia bezpieki. Byłem tam tydzień po czarnej mszy, która stała się wielkim protestem krakowiaków wobec. Potem zaczęły powstawać  Studenckie Komitety Solidarności.

 

- Kiedy w człowieku rodzi się imperatyw moralny?

- Taka zbrodnia, tak brutalna, jak zabójstwo Pyjasa była dla mnie szokiem. Już wcześniej miałem zdecydowanie negatywne zdanie na temat komunizmu, ale zabicie chłopaka w moim wieku, zaczęło budzić pytania wprost: czym jest dobro, czym zło i jak należy się do tego odnieść. Ruch studencki mówił jasno –my nie możemy stać z boku, nie możemy być obojętni wobec takiego działania. I ja przyłączyłem się do takiego sposobu myślenia. Chcieliśmy zbiorowo się temu przeciwstawiać. Był to rok 1977, rok po powstaniu Komitetu Obrony Robotników, który dał przykład takiej organizacji społecznej. Był Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Było to działanie oddolne, niezależne od władzy.

- Trudno jest zostać bohaterem? Mówić „bohater” myślę o człowieku, na którym nagle spoczywa duża odpowiedzialność, który musi liczyć się z różnymi konsekwencjami swoich wyborów.

- Bohaterem nikt z mojego środowiska nigdy by się nie nazwał, po prostu podejmowaliśmy pewne działania. Ja również. Wybór takiego działania nie jest łatwy, ale jak człowiek chce być konsekwentny, ma w sobie podłoże etyczno-moralne wynikające z przyczyn społecznych, religijnych, innych, to jest mu łatwiej. Czasem  w takie – nich będzie – bohaterskie – działania wplątujemy się przypadkowo, bo stajemy się świadkiem jakichś wydarzeń.

- Jak wyglądała Polska Gierka, z którą dziś niektórzy tęsknią?

- Faktycznie istnieje bardziej pozytywna opinia o tej dekadzie, niż o innych okresach PRL, ale myślę, że to dotyczy tylko środkowej części dekady. Pierwsze lata 70., zwłaszcza tu, w Szczecinie, to była jeszcze żywa pamięc tragedii Grudnia 70. Z kolei końcówka lat 70. To był już potężny kryzys gospodarczy, który poprzedzał rewolucję solidarnościową. Środek dekady, pobudzenie gospodarcze kredytowane przez Zachód, po tej strasznej biedzie ciągnącej się całe lata, wyzwolio optymizm, a przynajmniej akceptację dla działań gierkowskich. W porównaniu z latami gomułkowskimi było większe otwarcie na świat, co tu w Szczecinie miało duże znaczenie. W 1976 r. zapisano natomiast w  konstytucji, że PZPR będzie pełnić kierowniczą rolę w państwie  w sojuszu z ZSRR – ukręciliśmy na siebie bat, dobrowolnie pisując do konstytucji ograniczenie wolności.  To był symbol zniewolenia.

- Jest druga połowa lat 70., opozycja się rozrasta, jesteś już rozpoznawalną postacią jako działacz SKS. Przychodzi Sierpień 80 i SKS oraz inne środowiska opozycyjne odbijają się od bram strajkującej Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego. Nie chcą was. Było ci przykro?

- Szczecin był inny niż Gdańsk, nie wpuszczono zagranicznych dziennikarzy, doradców. Byłem zawiedziony, ale była euforia społeczna, widzieliśmy że tworzy się oddolna potężna wielonurtowa inicjatywy.

- Środowisko akademickie w którym działanie było prężne, organizowało masę wydarzeń, w tym spotkania z pierwszoplanowymi ludźmi opozycji, koncerty bardów. Myśleliście, że to będzie już na zawsze, czy liczyliście się z tym, że władza wywinie jakiś numer?

- Mając doświadczenie opozycyjne trudno było być optymistą. Kto obserwował scenę polityczną widział, że władza dąży do ostrej konfrontacji. Od początku grudnia 1981 r. widać było do czego to zmierza. Byliśmy w tracie strajku studenckiego przyjechał do nas Stanisław Wądołowski po posiedzeniu Komisji Krajowej Solidarności i powiedział, że nie ma już szansy na porozumienie. Oczywiście nie wiedzieliśmy, co ta władza zrobi. Nagle zobaczyliśmy czołgi i wojsko wchodzące do gmachu telewizji, która była sto metrów od naszego budynku, wywalone drzwi do Zarządu Regionu Solidarności, potem otoczoną transporterami opancerzonymi i czołgami stocznię.

- Udało ci się wejść do stoczni, pisać pamiętnik ze strajku –szkoda, że się nie zachował. A potem, gdy ZOMO weszło na teren zakładu udało ci się wymknąć. Miałeś wrażenie, że to dzieje się naprawdę?

- Początek stanu wojennego był chaotyczny z obu stron, władza nie widziała, jak się zachowają robotnicy wielkich zakładów pracy, w tłumie udało się wymknąć. Potem, gdy działałem w podziemnym Akademickim Ruchu Oporu na potrzeby wydawnictwa, które rozpowszechnialiśmy pisaliśmy o tym, co się dziej, zamieściliśmy też listę kolaborantów, ludzi, którzy otwarcie poparli to, co się stało 13 grudnia.  Lista powstała w oparciu o wykaz nazwisk osób, które podpisały się pod wiernopoddańczymi tekstami popierającymi reżim zamieszczanymi w lokalnej prasie. O dziwo to właśnie nasza lista była powszechnie dyskutowana.

- Byłeś internowany, wyrzucany ze studiów, miałeś kłopoty z pracą. Przez chwilę miałeś spokój ucząc w szkole matematyki. Dlaczego straciłeś tę pracę?

- Dzieci rozpoznawały mnie na róznych manifestacjach i krzyczały „o nasz pan nauczyciel!”. Ale chyba nie to zaważyło. Upomniało się o mnie wojsko, nie chciałem tam iść, miałem argument – pisałem pracę magisterska, ale tego argumentu wojsko nie uznało. Dostałem wezwanie na 4 września 1982.

- I odmówiłeś złożenia przysięgi na wierność socjalistycznej ojczyźnie pozostającej w sojuszu z Armią Radziecką. Dlaczego to było takie ważne?

- Wojsko było jedyną siła, która była gwarantem dla tej władzy i przetrwania systemu – w wtedy nikt już się nie udził do czego ta władza słuśy – do tłumienia protestów, czy wprowadzenia stu wojennego. Gdyby nie bezpieka i wojsko, no i oczywiście wsparcie ZSRR, władze PRL nie utrzymałyby się w Polsce ani jednego dnia. Ta skala zakłamania i obłudy w wojsku była największa. Przecież każdy poborowy był zmuszany do składania przysięgi wojskowej, gdzie było wprost naisane, że jest zmuszony do obrny tego systemu, tej wadzy i to jeszcze w sojuszu z obcaą armią, z armią sowiecką To już w ogóel nie do przyjęcia. Niektórzy mówią, że NATo to też pakt wojskowe, ale przecież Bundeshwera nie składa przysięgi na wierność królowej angielskiej. Dlaczego my mieliśmy składać przysięgę radzieckiemu gensekowi?

- Gdy za kare trafiłeś do więzienia, wielu Polaków nie zostało obojętnych. W twoje obronie głodówki rowdzili znani opozycjoniści, w w końcu powstał potężny ogólnopolski Ruch Wolność i Pokój. Myślałeś, że z prywatnej sprawy zrobi się heca na cała Polskę?

- Absolutnie nie. Tym bardziej, że wcześniej studenci z SKS wrocławskiego też odmówili przysięgi i wojsko potraktowało ich dość łagodnie – poganiali ich po poligonach, ale do więzienia nikt nie poszedł. Moja sytuacja nie była łatwa, ale ja się zdecydowałem, że zaprotestuję bez względu na konsekwencje. Gdy dowiedziałem się że powstał WiP byłem zachwycony, nie wiedziałem, że e tak krótkim czasie powstanie tak pozna struktura, która błyskawicznie się rozbudowywała. Byli w niej działacze NSZ, środowisk anarchistycznych Gdy już wyszedłem z więzienia przeprowadziliśmy mnóstwo akcji na ulicach różnych miast, byliśmy rozpoznawalni. Te postulaty woskowe były nośne, ale mówiliśmy też o wolności. Myślę, że dzięki WiP-owi ludzie przestali się bać, bo przekonaliśmy ich, że te władza nie jest tryzna, tylko śmieszna.

- Wsparliście strajk w szczecińskim porcie w 1988 r., okrągły stół wywołał  środowisku WiP różne emocje. A potem upadł system i WiP tuż po nim. Nie jest smutno bohaterom, gdy muszą iść na polityczną emeryturę?

- Większość naszych postulatów została zrealizowana, przysięgę zmienno już w 1988 r. Tempo zmiana było tak błyskawicznie, że myśmy nie zdążyli się przeformułować. Nikt się nie spodziewał, że zmiany pójdą tak szybko. Wielu WiP-owców zaistniało w życiu politycznym, np. Jan Rokita, Bogdan Klich, Jacek Czaputowicz, Piotr Niemczyk, Paweł Bartnik. Mnie zniechęciła do działania jakość życia politycznego mnie zniechęciła, nasza klasa polityczna nie dorosła do haseł, które uznawaliśmy za najważniejsze.

- Nie zrobiłeś kariery. A Twoje dzieci, gdy słyszą Twoją historię mówią: super tato, byłeś OK.?

- Niewiele rozmawiamy na temat Sołeczno-polityczne w domu, dzieci dopiero oswajają się z tą moją historią. A co do kariery – dla mnie satysfakcją jest, że zrealizowaliśmy ten najważniejszy postulat, jakim było odzyskanie wolności i nie podległości przez Polskę. Natomiast co my z tą wolnością dalej robimy, to jest nierozwiązany problem, tu  satysfakcji   jeszcze bez wątpienia nie ma.

Rozmawiała Agnieszka Kuchcińska-Kurcz