Wspomnienia są jak zdjęcia.

Tylko część leży uporządkowa i opisana do końca. Reszta, nie zawsze kompletna, znajduje się przypadkiem w najmniej spodziewanym miejscu i chwili. Jedne przywołują uśmiech, inne ból.

 

1939 r., sierpień. Drzymałowa. To było jedno z pierwszych zdjęć, które zrobiła Krystyna. Na obozie dla drużynowych dostała takie zlecenie - wywiad i zdjęcie z żoną legendarnego Michała Drzymały. Kobieta była już bardzo stara, ubrana w czarną kurtkę, do której przypięła order.

- Chciałabym zrobić dużą wystawę, taki album rodzinny, w którym znalazłyby się zdjęcia ludzi ważnych w moim życiu - mówi Krystyna Łyczywek. Gdyby wojna była czasem dobrym na robienie zdjęć, w albumie zachowałyby się portrety jej kolegów i koleżanek z Szarych Szeregów. Po większości zostały wspomnienia, a raczej ich strzępy.

1 września 1939, wybuch wojny

Harcerz II Rzeczpospolitej musiał umieć radzić sobie w różnych sytuacjach, również w tych, jakie przynosi wojna. Krystyna, drużynowa 17 drużyny żeńskiej i członkini Akademickiego Koła Harcerskiego przy uniwersytecie w Poznaniu, wśród różnych zadań miała również uczenie młodzieży zachowania w czasie ataku nieprzyjaciela przez użycie gazów bojowych. 1 września 1939 r. w gimnazjum Zamoyskiej prowadziła kursy z zakładania masek przeciwgazowych. Nagle do klasy wbiegł portier. - Natychmiast schodzić do piwnicy, zaczęło się bombardowanie - krzyczał. Huk za oknem był dowodem na to, że skończyły się zajęcia, a zaczęła wojna.

Wtedy zginęła ciotka Krystyny.

1939, październik, skrót "ss"

- Ja nie wiem, czy to mój mąż wymyślił nazwę "Szare Szeregi" - zastanawia się Krystyna Łyczywek. - W Komendzie Chorągwi Wielkopolskiej kilka osób zastanawiało, się jak nazwać formacje harcerskie. To było kilka tygodni po wybuchu wojny. Ktoś zażartował że skrót "SS" byłby dobry, ktoś rzucił: więc może Szare Szeregi? Nazwa spodobała sie wszystkim.

Romana, późniejszego męża, poznała jako kilkuletnia dziewczynka. Ich rodzice grywali razem w karty. Romek już wtedy pisał artykuły do gazet, w których zadebiutował w wieku kilkunastu lat. Żeby mu koleżanka nie przeszkadzała, wystawiał jej mały stołeczek na korytarz do zabawy. Z tamtych czasów pamięta właśnie ten stołeczek i wielki globus stojący w pokoju.

Po kilkunastu latach zauważyła, że Roman jest szalenie przystojnym mężczyzną, o wielkim intelekcie. Był Komendantem Chorągwi Wielkopolskiej Szarych Szeregów. Połączyły ich ideały harcerskie.

1939-43, ciastka i język niemiecki

W okupowanym Poznaniu zasady były proste: albo zatrudnisz się w niemieckim przedsiębiorstwie, albo wywiozą cię w głąb Niemiec. Mama załatwiła Krystynie najpierw pracę w Rawiczu, w sklepie obuwniczym pewniej folksdojczki. Kolejna posada znalazła się już w Poznaniu, był to sklep spożywczy "Tylko dla Niemców". To tam Krystyna nauczyła się języka niemieckiego, a kiedy odchodziła, jej szef napisał w zaświadczeniu, że "dodawała miejscu uroku".

Harcerze mieli obowiązek zajmować się chorymi i opuszczonymi. Zbiórki żywności wśród ludzi nie wystarczały. Krystyna kupowała od kursujących między miastem, a wsią jajka i ser, biegła do mamy. Mama piekła z tego ciastka, Krystyna sprzedawała je w zaprzyjaźnionym sklepie. Pieniędze szły dla potrzebujących. Za to, co zostało można było zrobić np. paczki do oflagów. Dzięki znajomości niemieckiego została sekretarką w niemieckim przedsiębiorstwie. Pracowała w poczuciu względnego bezpieczeństwa. Jednocześnie kierowała grupą AKH.
Pamięta koncerty chopinowskie organizowane po domach. Biletem były bryłki węgla, dzięki którym w pokoju można było wytrzymać, a pianistce nie marzły palce.

1943-44,  inna biografia

W marcu 1942 r. dowódca AK ustalił zasady wykorzystania harcerzy w walce podziemnej. Właściwie od tamtej pory stali się żołnierzami.
Na początku 1943 r. zaczęły się aresztowania szefostwa Szerych Szeregów. Łącznik z Warszawy przyjechał z rozkazem, aby Krystyna natychmiast wyjechała z Poznania do stolicy. Przekonała się całkowicie do wyjazdu, w momencie gdy przyszła odwiedzić swoją przyjaciółkę. Jej już nie zastała, krótko przedtem do domu wpadło gestapo i zabrało dziewczynę, jak się później okazało, do Oświęcimia. Rozpacz jej matki przekonała Krystynę do opuszczenia mista. Nie chciała, aby tak samo płakała jej mama. Przez zieloną granicę szła razem z kolegą - udawali parę narzeczonych. On, złapany później przez gestapo, wojny nie przeżył.
Warszawa to był inny świat. Tu ludzie chodzili do kawiarni, jak ktoś miał pieniądze, mógł kupić nawet bułki. I jeszcze ta willa. Dzięki znajomym pierwszy tydzień w wilii Wańkowicza, gdzie żyła jego żona i córka Krystyna. Jedzenie przygotowywała gosposia, między piętrami jeździła winda.

Później zamieszkała na Lesznie.

To było już po likwidacji getta. Puste, osmalone miejsce. Na tym murze Niemcy powiesili zabitych Polaków. Tłum warszawiaków przesuwał sie powoli patrząc, czy nie ma wśród nich bliskich. Zdjęcie tego muru Krystyna znalazła wiele lat po wojnie w książce prof. Jewsiewickiego.
Została łączniczką kontrwywiadu AK, później sekretarką sekcji zachodniej delegatury rządu londyńskiego. Dostała dokumenty na nazwisko Władysława Ciesielska. Uczyła się na pamięć swojej nowej biografii.

W przedostatni dzień lipca 1944 r. do jej drzwi zapukało dwóch harcerzy. Chwilę wcześniej na ulicy trwała strzelanina. Jestem ranny, powiedział jeden z nich i osunął się na podłogę. Umarł po przewiezieniu do szpitala. Pochowali go 1 sierpnia na Powązkach. Przy jego grobie rozwinęli biało-czerwoną flagę.

Tak dla niej zaczęło się powstanie.

1944, powstanie

- Zawsze powtarzam, że opłaca się być punktulanym - mówi Krystyna Łyczywek. - Miałam stawić się w batalionie Łukasińskiego, w określonym dniu i o określonej godzinie. Pracowałam jako reporterka w piśmie "W walce". Gdybym wyszła z domu parę minut później...
Po latach okazało się, że chwilę po jej wyjściu, do kamienicy wtargnęli własowcy. Wszystkie kobiety zostały zgwałcone i zamordowane.
Opowiedział o tym jeden z nielicznych mieszkańców, który przeżył masakrę. Jego wspomnienia i innych uchodźców spisywał Edward Serwański, łącznik Bora-Komorowskiego. Wtedy, jesienią 1944 r., schował zapisane kartki do szkieł wekowych i zakopał pod remizą stażacką w Brwinowie. Książka, która powstała w oparciu o nie pt. "Życie powstańczej Warszawy", mogła ukazać się dopiero 20 lat później. Wcześniej, w nowej ludowej Polsce, taka wiedza nie była pożądana.

Krysia

- 13 sierpnia była piękna niedziela. Szłam sobie właśnie z plikiem gazetek, które miałam dostarczyć o parę ulic dalej. Wstąpiłam do mojej  przyjaciółki, też Krysi, której współczułam, bo była przeszkolona do działań z bronią wręku, a tak się złożyło, że musiała prowadzić powstańczą kuchnię. Powstanie jest już przegrane, powiedziałam, na co Krysia strasznie się zdenerwowała, i dowodziła, że my jeszcze Niemcom pokażemy. Pożegnałam się z nią i ruszyłam dalej. Kiedy doszłam do rogu ulicy, rozległ się potworny huk, tak potworny, że nie rozumiejąc co się stało, ani co dalej będzie, odwróciłam się na pięcie i pobiegałam z powrotem. To eksplodował czołg-pułapka z 500 kg trotylu. Czołg, uznany za zdobycz, prowadził może 13-letni chłopak ze sztandarem, za nim szli dumni powstańcy. Kiedy wybuchł, zginęło kilkaset osób, nawet śpiący na pierwszych piętrach okolicznych domów powstańcy. Eksplozja zdarzyła się akurat przed domem, w którym zostawiłam Krysię i trzy sanitariuszki. Pobiegłam tam. Znalazłam tylko rękę, ale nie wiem, czyja to była ręka.

Miłka

- Miłka była bardzo ładna, ciągle powtarzała "musimy to robić równo, równo". Sama zgłosiła się do ciężkiej pracy, jaką było grzebanie zabitych, zabezpieczanie przy nich dokumentów, żeby w razie ekshumacji było wiadomo, kto tu leży. Zbierała też rannych, często pod obstrzałem. Kiedyś bardzo strzelali, a Miłka zobaczyła, że niedaleko barykady leży ranny żołnierz i strasznie się męczy. Wbrew rozkazowi ruszyła w jego stronnę, bo było jej po prostu żal. Zginęła na miejscu.

Irka

- Irka, łączniczka, została wraz z innymi dziewczętami uwięziona przez "szafę". To był taki straszny pocisk, że oprócz tego, że burzył wszystko dokoła, to jeszcze palił. No więc kiedy spadła "szafa", łączniczki zostały odzielone murem od reszty batalionu. Chłopcy próbowali rozwalać cegły, żeby je ratować. One ciągle nadawały zza ściany, że ogień podchodzi. Że już się palą.

7 września, ślub

Kiedy tylko Krystyna przedostała się ze Starego Miasta do centrum kanałami postanowili z Romanem, że wezmą ślub. Może była w tym wiara, że już nigdy się nie rozdzielą. W tym samym czasie, tyle że na Mokotowie, brał ślub Jan Nowak-Jeziorański ("miał więcej szczęścia, bo ma zdjęcia ze ślubu, dwa lata temu rozmawiałam z nim o tym"). Uroczystość Łyczywków trzy razy przerywało bombardowanie. Świadecto zaślubin, spisane na świstku papieru, nosił przy sobie Roman. Kilka tygodniu później, zatrzymany w Krakowie przez gestapo, połknął je. Odtworzyli dokument po wojnie, przypadkiem odnajdując księdza, który udzielił im ślubu.

Krystyna pamięta swoją noc poślubną spędzaną na barykadzie w oczekiwaniu na przejście na drugą stronę ulicy w Alejach Jerozolimskich. Pamięta, jak patrzyła niespokojnie, gdy codziennie rano odcinek, będący pod obstrzałem "gołębiarza", przekraczał Romek. Kiedyś, gdy wciągnęła go do bramy, tuż za nimi na podwórko spadły bomby. Rozerwały ludzi grzebiących innych.

Pamięta też wieczory pod koniec powstania. Kiedy siedzieli przy ogniskach i dyskutowali zawzięcie, jak należy administrować na ziemiach odzyskanych, również w Szczecinie. To było marzenie, jeszcze sprzed wojny. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że w myśl międzynarodowych ustaleń, Polska otrzyma ziemie zachodnie, ale nie wróci już za linię Bugu.

1947, jesień

Harcerze z Szarych Szeregów zaczęli przeszkadzać nowej polskiej władzy dopiero dwa lata po wojnie. "Światopogląd druhny nie odpowiada współczesnemu harcerstwu" usłyszała Krystyna Łyczywek od nowej naczelniczki. Odeszła. Wróciła do dokumentowania życia. Na początek swojego.

- Pierwsze zdjęcie zrobione przeze mnie po wojnie przedstawiało francuskiego żołnierza, który stoi na balkonie u mojej mamy.